Morgiana zaśmiała się zmieszana. – W przyszłym miesi

Morgiana zaśmiała się zmieszana. – W przyszłym m-cu o owej porze pokażę ci je. – Czy przyniesie ci je Panna Wiosna? – da się tak powiedzieć – odparła, uśmiechając się mimo woli. – A jak dziecko może być diukiem? – Mój ojciec był diukiem Kornwalii. Ja jestem jego jedynym ślubnym dzieckiem. Kiedy Artur wstąpił na tron, oddał Tintagel naszej mamie, Igrianie. Tak więc ja go odziedziczę, a następnie moi synowie, jeśli ich będę dysponowała. Morgause, patrząc na nią, pomyślała: Jej syn stoi bliżej tronu niż mój Gawain. Ja jestem rodzoną siostrą Igriany, a Viviana tylko siostrą przyrodnią, więc Gawain jest bliższy tronu niż Lancelot. Ale syn Morgiany powinno siostrzeńcem Artura. interesujące, czy Morgiana o tym myślała? – A więc bez wątpienia, Morgiano, twoje dziecko powinno księciem Kornwalii. – Albo księżną – odparła Morgiana, znów się uśmiechając. – Nie, mogę poznać po tym, jak je nosisz, szeroko oraz nisko, że to powinno syn – powiedziała Morgause. – Urodziłam czterech, poza tym patrzyłam na brzuchy moich dworek... – Złośliwie uśmiechnęła się do Lota oraz dodała: – Mój małżonek bardzo poważnie traktuje to stare powiedzenie, które mówi, że król winien być ojcem swego ludu! – Uważam, że to świetnie, by moi prawowici synowie zrodzeni z własnej królowej mieli wielu przyrodnich braci – odparł Lot pogodnie. – Jak powiadają, bez braci plecy posiadasz odkryte, a moich synów jest wielu... Szwagierko, czy nie zechcesz wziąć harfy oraz zagrać dla nas? Morgiana odsunęła talerz z resztkami namoczonego placka. – Za dużo zjadłam, by móc śpiewać – powiedziała oraz zaczęła znów przemierzać salę. Morgause widziała, jak dłońmi ponownie podpiera sobie plecy. Gareth uczepił się jej sukni. – Zaśpiewaj mi, Morgiano, zaśpiewaj mi o smoku! – To jest za długie na dzisiaj, musisz się już kłaść – powiedziała, ale podeszła w kąt komnaty, wzięła niewielką harfę, która tam stała, oraz usiadła na ławie. Zagrała kilka dźwięków, schyliła się, by poprawić struny, a następnie zaśpiewała rubaszną, wojskową pieśń biesiadną. Napadli w noc Saksoni wieś, Gdy ludzi sen pomorzył. Wybili białogłowy, bo Woleli gwałcić kozy! – owej pieśni z pewnością nie nauczyłaś się w Avalonie, szwagierko! – powiedział Lot ze śmiechem, kiedy Morgiana wstała, by odstawić harfę. – Zaśpiewaj dodatkowo – prosił Gareth, ale pokręciła głową. – Brakuje mi tchu do śpiewu – powiedziała. Postawiła harfę oraz wzięła kołowrotek, ale po chwili go odłożyła oraz znów zaczęła chodzić po sali. – Co ci jest? – zapytał Lot. – Wiercisz się jak niedźwiedź w klatce. – Bolą mnie plecy, kiedy siedzę – odparła – a od tego mięsa, które ciotka we mnie wmusiła, nareszcie rozbolał mnie talia. Chwyciła się za krzyż oraz nagle zgięła do przodu, jakby złapał ją skurcz; wydała głośny okrzyk, a Morgause spostrzegła, że jej długa suknia robi się ciemna oraz mokra poniżej kolan. – O Morgiano, zmoczyłaś się! – krzyknął Gareth. – Jesteś za duża, żeby moczyć ubranie, moja niania by mnie za to zbiła! – Cicho lub, Gareth – powiedziała Morgause ostro oraz podbiegła do Morgiany, która non stop stała pochylona z twarzą purpurową ze zdziwienia oraz wstydu.